środa, grudnia 13

rewolta: na skróty

Istnieje przekonanie, że uczeń w szkole jest zawsze na straconej pozycji. Nauczyciel, choćby był najlepszy i sympatyczny, w ostateczności zawsze może udowodnić swoim podopiecznym, kto stoi wyżej w hierarchii.

Okazuje się jednak, że ostateczność ostateczności wcale nie musi oznaczać. To nasi belfrowie de facto ustalają sami z własnym sumieniem kiedy ten moment nadejdzie. I o ile większości nauczycieli nie można niczego zarzucić, gdyż starają się nawiązać dialog z grupą trudnej młodzieży i wspólnie z nimi próbują rozwiązać problem i - co ważne - wysłuchują ich, o tyle zdarzają się przypadki kiedy nauczyciel sięga po ostateczne środki w momencie jakiegokolwiek sprzeciwu czy wypowiedzenia głośno poglądów zgoła innych od jego własnych.

Niewiele można zdziałać w podobnej sytuacji, gdyż (jak napisałem wcześniej) uczeń w swojej szkole jest zawsze na straconej pozycji. Uczeń tak. Ale cała grupa uczniów już nie. Cieszę się, że chodzę do klasy z ludźmi zupełnie różnymi ode mnie, ale tak inteligentnymi, lojalnymi i uczciwymi wobec siebie, że potrafią stanąć razem murem w słusznej sprawie. Bo chyba coś nie tak jest, kiedy przychodzimy na lekcje i po zajęciu miejsc słyszymy z ust nauczyciela dość niecodzienne stwierdzenie: "Chcieliście wojny, to ją macie".