środa, września 23

leszek żukowski

myśli rozbestwione mkną
ja w tym wszystkim rozerwany
rzucam się na wiatr

gdzieś pomiędzy łzą a ciszą
sam przez siebie pokonany
spijam swój żal

zatarły się granice wyobrażeń
dotknąć, pragnąć, nic nie zaznać
w cyklu monotonnych zdarzeń
ze swym sercem w dłoni, stanąć

sobota, września 19

ludzie głodni znaków

Obcując często ze śmiercią, można zaobserwować pewne reguły, zależności. Otóż dla umierającego jest ona bez znaczenia. Mimo, że jest ona najszczęśliwszym, co może się przytrafić człowiekowi na ziemi, nie jest dla niego ani wyróżnieniem, ani złem koniecznym - jest przejściem zgodnym z naturą rzeczy.

Zgoła inaczej postrzegają tę rzeczywistość najbliżsi konającego. W takich okolicznościach, na granicy życia i sacrum, bardziej chyba nawet niż w trakcie narodzin czy ocalenia z wypadku, dostrzega się ogromny głód znaków. W we współczesnym świecie, tak odhumanizowującym człowieka, stawiającego go już nie w roli pracownika, a najemnika, który owoców własnej pracy nie doświadczy, zachwyca wręcz to, jak potrzebujemy obecności "czegoś więcej" w naszym życiu.

Daje to upust właśnie w takich sytuacjach granicznych, choć nie da się ukryć, że szukamy raczej po omacku. Kiedy umiera człowiek, gromadzi się rodzina, która często ze sobą jest skłócona od dawna, by jednym głosem rzec "pogodził nas wszystkich na koniec". Kiedy umiera człowiek, mimo że obecna jest przy nim tylko część rodziny - nawet tej, która mogła przybyć, mówi się wśród łez "poczekał na nas wszystkich". Kiedy w końcu stwierdza się czas zgonu, nadal poszukujemy znaków, nawet za cenę nagięcia rzeczywistości, mówiąc "wczoraj o dokładnie tej samej godzinie mój syn miał urodziny", mimo że obydwie te godziny rozmijają się niemiłosiernie. Kiedy ktoś spóźniony dociera w kilkanaście minut po zgonie, mówi się "dokładnie w tej samej chwili, gdy wszedłeś, zmarł".

My chcemy widzieć znaki. Zacznijmy więc dostrzegać, jeśli wierzymy, sens w modlitwach jako w czymś więcej niż monotonnie powtarzanych mantrach. Nauczmy się cieszyć, jeśli wiemy, co śmierć dla wierzących oznacza. Dołączmy do żałoby refleksję, zadumę i garść wspomnień, nawet kosztem czarnego stroju. I stańmy przed faktem, że nie płaczemy nad umierającym, ale nad sobą samym. Nauczmy się doświadczać, że kiedy żyjemy, śmierci nie ma, a kiedy śmierć przychodzi, nie ma już nas. Nie ma się czego bać.