poniedziałek, maja 3

siedem grzechów współczesności: nieczystość

Witamy na salonach. Jakże przewrotny bywa los. Kiedyś nieczystość była grzechem, który trudno było wymówić bez rumieńca wstydu, a który spotykamy często w formie najobrzydliwszej i najpodlejszej. Hańbi starych, wyniszcza i deprawuje młodzież, rozbija rodziny, jest jednym z najbardziej powszechnych i interkulturowych grzechów. Dziś jest to nieodłączny element już nie tyle życia publicznego, co kultury w ogóle.

Dziś nagość jest przeliczalna na pieniądze, a wszystko, łącznie z dziewictwem, jest tylko kwestią ceny. Wartością stały się pieniądze same w sobie i już rzadko kto zauważa, że czynnik, na który przelicza się wartość nie jest wartością samą w sobie, a co najmniej traktuje wieloaspektowość owej wartości wybiórczo, bo zwykle w jednej płaszczyźnie, charakterystycznej dla tego czynniku.

Zastępujemy świat jego nędzną imitacją, kolorowym pudełkiem, które jest puste w środku. Im bardziej kolorowe, tym chętniej kupowane. Gdzie jest jeszcze żenada w tym wszystkim? Ano na przykład w tym, że już nawet nie sprawdzamy towaru, nie wąchamy, nie zasięgamy opinii na temat, nie weryfikujemy źródeł. W ten sposób bezrefleksyjnie, beznamiętnie i bezmyślnie przyzwalamy na sprzedanie cnoty dziewicy kilka razy – jeden po drugim, żeby była jasność. To nie science-fiction. Naprawdę w dzisiejszym świecie można kupić noc z tą samą dziewicą kilka razy. I za każdym razem jest sprzedawana jako dziewica.

To już wtórna głupota pseudokonsumenta. Nie tylko przyzwalamy na grzech, ale jeszcze pozwalamy na robienie z nas idiotów. Summa summarum, nieczystość pozostaje już grzechem praktycznie jedynie w sferze zamiaru i idei, bo w rzeczywistości popełniamy ten grzech sami ze sobą, na własne życzenie czyniąc się głupcami. Za czasami jakiegokolwiek zastanowienia się przed zakupem tęskno mi, Panie.