poniedziałek, stycznia 1

i znów matematyka...

Narysuj linię. Niech jednak nie ma łatwego życia. Wyprowadź drugą, prostopadle do Twej pierworodnej, przetnij ją w połowie, nie szczędź wkładu w długopisie. Kilka kresek na jednej, kilka kresek na drugiej. Teraz liczby. Koncetracja. Skup się, Michał. Układ współrzędnych mojej moralności.

Niech X oznacza dobro, a Y - zło. Czy potrafilibyście zaznaczyć jednym punktem dowolny wasz czyn? Ile w nim było dobra, a ile zła? Kupmy coś do jedzenia bezdomnemu. To raczej szlachetne, więc pewnikiem kropka symbolizująca to wydarzenie będzie gdzieś po prawej, ale stosunkowo nisko. Ale czy na pewno?

Czy więcej było w nas szlachetności czy litości? A może po prostu wypadało biednemu coś kupić, bo ludzie patrzyli? Bardzo trudno jest przecież pozbyć się gombrowiczowskiej gęby czy uciec od jego pojęcia formy. I w końcu, jak postrzega ten czyn, i wiele innych zresztą takżę, nasze otoczenie. I wreszcie, czy to jest dobre czy złe i jak bardzo? Do cholery, czy to nasze X i Y (dobro i zło) to constans, czy dwie niewiadome? Czy Einstein miał rację twierdząc, że wszystko jest względne?