wtorek, kwietnia 22

myśląc europa...

Stary Kontynent w XX wieku i na początku XXI nie był rozpieszczany harmonią i pokojem. Wiek XX przyniósł dwie wielkie tragedie w postaci wojen światowych, jednak nawet w latach "powszechnego pokoju" Europa spokojna nie była. Z jednej strony, w latach dwudziestolecia międzywojennego dorastały nowe, nieznane dotąd ideologie zła: faszyzm we Włoszech, nazizm w Niemczech i marksizm rodzący komunizm w Rosji. Z drugiej zaś, po II wojnie światowej, żelazna kurtyna wystawiła zachodniej Europie teatrzyk kukiełkowy z udziałem państw bloku wschodniego skrzętnie ukrywając sznureczki do kierowania kukiełkami.

Nie chodzi tu o to, by piętnować również i teraz ludzi tych narodowości jako odpowiedzialnych za zło, które toczyło Stary Kontynent. W znaczącej większości dotykało to te narody w podobnym stopniu jak narody przez nie prześladowane.

Wiek dwudziesty nawet w ostatniej swej dekadzie nie doświadczył pokoju w pełnym jego wymiarze. Czuły punkt, jakim niemal od zawsze był kocioł bałkański, rozlał na stare ziemie ból, który dotknął również nas. Ból tym większy, bo wyrosły na subtelnych różnicach między podobnymi sobie narodami, niemalże sztucznie rozdzielonymi granicami niepraktycznych i nielogicznych państw. Dlaczego znów rozdrapuje się ten strup?

Dlaczego tak łatwo stosujemy siłowe metody rozwiązywania konfliktów? Dlaczego wciąż wkładamy ręce do rozgrzanego pieca? Dlaczego niczego się nie uczymy? Dlaczego wraz z rozwojem cywilizacji nie wzrasta poziom świadomości władzy? Wkładamy ręce do rozgrzanego pieca najpierw bezmyślnie, naiwnie, potem z pełną świadomością i nadzieją z przyklejonym chytrym uśmieszkiem "a może tym razem się nie oparzę? spróbuję", a dopiero później wybieramy inne sposoby wyciągania tego czegoś znajdującego się w gorejącym piecu. Później, to znaczy: na starość.

Historia uczy jednego: nikogo nie nauczyła niczego. Gdyby wystarczyło włożyć ręce do pieca tylko kilka razy, a kolejne pokolenia przyjmowałyby (nie bezkrytycznie) wnioski wysnuwane przez starszych, konflikty zbrojne zakończyłyby się na etapie wojen starożytnego Rzymu.

Europa jest ostoją norm moralnych i tradycji. Dlaczego więc w ten konserwatyzm wciąż wpisuje się mentalność wojownika z rozgrzanym mieczem zamiast stopniowego zaszczepiania w Europejczykach pierwiastków dyplomacji i, notabene, umiłowania prawdy i pokoju?