czwartek, stycznia 11

miniatura - trzy punkty widzenia (1)

Biały tygrys polizał mu dłoń. Lubił jego obecność. Wiedział, że w jego obecności jest bezpieczny. Nic nie grozi mu zarówno ze strony swego przyjaciela, jak i ludzi zza drzwi. Wojtek bał się tych istot. Nie rozumiał ich zachowania ? pojawiali się na chwilę, bu­dząc czujność tygrysa, by ponownie zniknąć, rozmyć się w przestrzeni za drzwiami. Czasami słyszał, jak wydawali jakieś dźwięki, chyba rozmawiali. Nie rozumiał ich mowy. To również go przerażało. Bał się ich, bał się również drzwi. W swoich wspomnieniach po­nownie wyszukał moment, w którym po raz pierwszy znalazł się za nimi. Nie pamiętał jednak zbyt wiele. Hałas, krzyki, jasność, wrzawa i znów hałas. Nie pamiętał z jakich powodów wyszedł w przestrzeń ? właściwie, nie chciał pamiętać.

Teraz znów ktoś wszedł. Wojtek skrył się za tygrysem, a ten obnażył kły przed obcym. ?Ktoś? jednak nie chciał widocznie zniecierpliwić kotka, gdyż zniknął równie szybko, jak się pojawił. Wrócił spokój. Chłopiec był królem w tej krainie. Jego władzę ograniczały tylko drzwi. Znał każdy zakamarek swego małego królestwa. Wiedział, gdzie rośnie najlepsze mleko, gdzie może znaleźć dojrzałe ciastka. Lubił tam chodzić z wiadomych powodów. Komnata z zimnymi kwadracikami na podłodze. Chłód powierzchni ? to była jedyna wada tego pomieszczenia. Wysiłek pokonania lodowej przeszkody był jednak za każdym razem opłacalny: świeże, kruche ciastka lub mleko dopiero co zerwane z plastikowej gałęzi, a najlepiej obie te rzeczy naraz ? dla Wojtka to najcenniejsze skarby. Wie­dział również, jak trafić do krainy opływającej we wszelkiego rodzaju papier.

Papier? to kolejne, co pasjonowało chłopca. Jednak zdobycie go wymagało dużo większego wysiłku. Komnatę, w której znaj­dował się papier, poprzedzały schody tak kręte i powywijane, że chłopiec kilka razy spadał z nich, co kończyło się na szczęście zaled­wie kilkoma siniakami. Kiedy już jed­nak dotarł na szczyt wieży, jego oczom ukazywał się przepiękny widok. Pliki papieru poukładane w kilkunastu stosikach, delikatnie muskane przez wiaterek zza okna. Była to chyba jedyna rzecz z zewnątrz, którą Wojciech akceptował. Nie bał się zaokiennych po­dmuchów, niezależnie od tego, czy był to delikatny ciepły zefirek, czy też zimny burzowy wiatr. Lubił patrzeć, jak ?zewnętrzne? po­wietrze bawi się skrawkami papieru. Lubił zgadywać, jaki typ kartki porwie powietrze: w kartkę, w linię, czy może gładką. Robił to zawsze wtedy, gdy przychodził tutaj, jednak dziś nie miał na to ochoty. Przyszedł po prostu po kolejny plik papieru. Wziął niewielką część z jednego ze stosów ? dwadzieścia, może trzydzieści kartek.

Zszedł na dół ? w tym był dobry, nawet wtedy, gdy coś mu w tym przeszkadzało. Ułożył karteczki w równym stosiku na swoim stoliczku ? stoliczku władcy. Rozsiadł się wygodnie przed nim. Wprawnym spojrze­niem sprawdził, czy wszystkie przybory są na swoim miejscu. Poprawił nieco ułożenie jednego z ołówków i przystąpił do pracy. Jak każdy szanujący się król, także i ten miał swoje obowiązki. Wojtek uważał, iż codziennie musi stworzyć przynajmniej kilka rysunków. Wyrobionym ruchem wziął jedną ręką pierwszą kartkę ze stosu, drugą zaś sięgając po przestawiony chwilę wcześniej ołówek.

Zaczął rysować. Pierwsze jego pociągnięcia były dość nieśmiałe, jednak chłopiec wiedział już, że będzie to wspaniały rycerz, może nie w lśniącej zbroi, ale zawsze wspaniały. A u jego boku będzie kroczył tygrys. Biały tygrys. Jednak rycerz był trochę inny niż wyobrażał go sobie Wojtek. Co prawda był mężczyzną, ale nie był nawet podobny do dzielnego wojownika. Był raczej podobny do? ludzi zza drzwi. Artysta szybkim ruchem odrzucił papier na dywan i wziął kolejny ze stosu. Kolejne próby narysowania rycerza rów­nież zakończyły się niepowodzeniem. Ciągle na kartkach pojawiał się wizerunek człowieka z drzwiami w tle. Wojtek zrzucał wszystkie te kartki ze stołu i w końcu, czując bezsilność, zaczął płakać.

Wtem drzwi się otworzyły i chłopiec ujrzał niewyraźną postać. To był ?rycerz?. Wojciech zawołał tygrysa, lecz ten nie nadbie­gał. Mężczyzna podszedł do chłopca, spojrzał na niego, później na kartki ? wziął jedną z nich. Wziął kolejną. I następne. Przeraził się, bał się tego, co zobaczył. Następnie poprosił Wojtka o coś. Chłopiec nie zrozumiał, więc mężczyzna pokazał mu jeden ze szkiców. W odpowiedzi na ten gest Wojciech otworzył szufladę stoliczka, w której trzymał swoje dzieła. ?Rycerz? wyjął część z nich, później resztę.

Obejrzawszy je, wziął chłopca ze sobą. Wraz z uściskiem dłoni Wojtek poczuł otaczający go spokój. I pozwolił wyprowadzić się na zewnątrz. Wsiadł do jakiegoś pojazdu, z którego chwilę później wysiadł. Dom zniknął, pojawił się jednak jakiś nowy budynek. Weszli do niego oboje. Po rozmowie ?rycerza? z jakimś człowiekiem, chłopiec został zaprowadzony do pokoju. Gdy zamknięto drzwi, chłopiec poczuł się jak w domu: niewielki stoliczek, mleko, ciastka i papier. I biały tygrys!

Od tej pory Wojtek mógł się zająć rysowaniem, już bez żadnych przeszkód. Zauważył jednak, że papier, na którym szkicuje, jest inny od domowego. Ten po pewnym czasie znika, prawdopodobnie wtedy, gdy zapadają ciemności...