niedziela, stycznia 14

list

Mówisz, że nie możesz znaleźć dla siebie miejsca we współczesnym świecie. Szukasz zrozumienia, pocieszenia, mego uwielbienia, sensu istnienia. Ja ci nie pomogę. Nie mogę. Nie umiem. Nie rozumiem. Nie chcę wiedzieć. Nie potrafię ci powiedzieć czegoś, przez co oszukiwałbym własne usta, wmawiając im, że rozumiem to, co mówię. Ja również mam podobny problem. Ten świat jest dla mnie zbyt skomplikowany i jednocześnie zbyt ciasny. Chcę czegoś prostszego. Boskiego?

Kiedyś wierzyłem w Boga, jakiego przedstawiali mi księża i katecheci. A teraz? Teraz wszystko się zmieniło, wszystko się zaprzepaściło, każda minuta nie ma znaczenia bez cholernego wspomnienia. Teraz nic dla Was nie znaczę. Teraz rozpacz w moich oczach miesza się z agresją. Teraz żyję w świecie, gdzie każdego człowieka nic nie przeraża bardziej, niż perspektywa istnienia Boga. Ale ja się nie boję, nie mam powodu, by się bać.

Dziś wierzę w Boga, którego nie ma w Niebie. Wierzę w Boga jako ducha, moc, energię, emanację dobra czynnie oddziaływującą na światy, które istnieją i te, które dopiero powstaną. Wierzę w Jezusa, który jest albo Jezusem bez koloru, albo Jezusem o wszystkich kolorach skóry. I co z tego? Jestem sam. Jest nas niewielu.

Jestem dzieckiem nocy. Moim żywiołem jest czarny dzień. Wtedy wychodzę na świat. Zakładam ciepłą kurtkę. Jestem na zewnątrz. Gdzie? W idealnym miejscu i idealnym czasie na przemyślenia. Idąc ulicą widzę resztki społeczeństwa pospiesznie zmierzające do swoich domów. Chyba się czegoś boją. Raz po raz mijają mnie kolejne PESEL-e. Spoglądam w niebo. Widzę chmury układające się w kształt przypominający palce dłoni próbującej zagarnąć ten świat. Czy to źródło przerażenia? Nie sądzę. Ludzie, których widzę, nieszczęśliwe historie i wspomnienia z całego życia, spoglądają w dół, względnie unoszą swój wzrok do poziomu ręki, aby zerknąć, która godzina. I ujawnił się ich prześladowca: za kilka, może kilkanaście minut zaczyna się kolejny odcinek kolejnego reality show. I znów smutne myśli nachodzą moją głowę: przez dziurkę od klucza, nie przez okulary marzeń woli patrzeć współczesny człowiek.

Ponieważ Bóg najwyraźniej zakreślił granice ludzkiej mądrości, to wielką niesprawiedliwością jest fakt, że nie uczynił tego samego w odniesieniu do głupoty. A już przerażeniem napawa mnie myśl, że przekleństwem jest życie w czasach, kiedy głupota zabrała się do myślenia.

Siadam w jednym ze swoich ulubionych miejsc, obserwuję świat. Widzę setki i tysiące mieszkań i domów. W każdym z nich rodzina. W każdym z nich przemoc. W mniejszym lub większym stopniu. Co chwila zapalają się czerwone światła, słyszę obelżywe słowa i dźwięk łamanych o ścianę i ciało mebli. Nie płacze nikt, gdy przestaje kochać ? łka w samotności ten, kto porzucony.

Liczysz na człowieka? Dobrze robisz. W każdej chwili możesz liczyć na egoizm, lenistwo i próżność, bezwarunkowo. Liczysz na polityka? Stawiasz krzyżyk, który potem sam nosisz. Biedna komórka arkusza kalkulacyjnego. Liczysz na technikę? Podejdź do drzwi, a same się otworzą. Podejdź do człowieka, a zamknie się automatycznie. Liczysz na pieniądze? Więc sądzisz, że pomoże Ci coś, co traktowane jest ? tuż obok miłości ? jako największe źródło radości ? tuż obok śmierci ? jako największe źródło strachu. I co Ci to da? Wydasz pieniądze, których nie masz, na rzeczy, których nie potrzebujesz, by przypodobać się ludziom, których nienawidzisz.

Mówisz, by wysadzić ten świat, rozdzielić jądro atomu. Mówisz jak komputer: inteligencja bez moralności. Chciałbym Ci tylko powiedzieć, że najlepsze, co możemy zrobić dla ofiar pierwszej i drugiej wojny światowej ? to nie dopuścić do trzeciej. Ale cóż, pomysł Twój, więc pewnie już go opracowałeś. Sam wybierzesz 144 000 zbawionych, czy może poprosisz mnie o pomoc? Czy sądzisz, że to wystarczająca liczba żywych, by pochować martwych?

To straszne, że czasy, w których żyjemy, również zostaną nazwane starymi dobrymi czasami. Co gorsze, to my je tak nazwiemy. Wracam do domu, zabieram się do pracy. Pytasz o mój zawód? Zamiana krwi w atrament. Zastanów się dobrze, kim chciałbyś zostać. Czy żyć byś umiał i życiu mógł sprostać. A ja wciąż piszę o świecie, w którym żyję. Piszę Twój testament.