piątek, stycznia 19

lekkie słowa prawdy (dla niej, dla was)

Tak sobie pomyśże trzeba w końcu uświadomić żeńską część społeczeństwa, jak my odbieramy nasze własne zachowanie. Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły - zapiszcie je w komentarzach.

Jeżeli jestem z Tobą od ponad pół roku i wreszcie przeszło mi przez gardło to straszne słowo na k oznaczające stan uczuciowy charakteryzujący się ciągłym rozmarzeniem, oraz naprzemiennymi napadami euforii i myśli samobójczych, to oznacza, że ja Cię naprawdę... że coś dla mnie znaczysz. Mam problemy z formułowaniem uczuć, boję się odrzucenia. Ja na prawdę nie widzę, że dajesz mi te wszystkie "delikatnie do zrozumienia". Dla mnie to wszystko zbyt delikatnie. Ale to, że Ci jeszcze tego nie powiedziałem, nie znaczy, że tego nie czuję.

Jak już wspomniałem w punkcie pierwszym - ja naprawdę nie zauważam znaczących spojrzeń, czy komunikatów w stylu: "wiesz, znów oparzyłam się podpalając gaz". Dla mnie będzie to sygnał, że coś nie tak z regulacją wypływu gazu, ewentualnie z Twoim zdolnościami manualnymi. Jeżeli marzysz o kuchence elektrycznej, żeby nie ślęczeć nad zupą, tylko nastawić zegarek i pooglądać sobie Twój ukochany serial o życiu biednej kucharki ślęczącej nad zupą, to błagam Cię, powiedz mi to! Przemyślimy wydatki, pomyślimy nad kuchenką.

Ja nie mam zielonego pojęcia o modzie, więc nie dziw się, że trzecia bluzka w miesiącu może mnie troszkę wyprowadzić z równowagi. Przecież mamy kupić kuchenkę! A zdanie "nie mam co na siebie włożyć" wypowiadane, gdy w rzeczywistości jesteś ubrana wprawia mnie w zakłopotanie. Ja rozumiem, że coś wyszło z mody, ja tylko nie wiem, czym to, co jest w modzie różni się od tego, co jest przestarzałe. Osobiście, powiem Ci w tajemnicy, mnie sprawa mody zupełnie nie obchodzi, ja cieszę się z tego, że mam co na plecy założyć. Ale rozumiem, że masz swoje potrzeby. Czasem tylko trafia mnie szlag, podobnie, jak Ciebie, gdy widzisz w garażu cztery wiertarki.

To, że patrzę na Ciebie błędnym wzrokiem przez pół lekcji wcale nie znaczy, że rozbieram Cię chciwie wzrokiem. Gdyby tak było, robiłbym to dyskretniej. Prawdopodobnie rozważam właśnie problem najwyższej wagi, na przykład próbuję pogodzić trening siatkówki z koszeniem trawnika. Potrzebuję zawiesić oko na czymś pięknym. To wszystko.

Kosmetyki... temat rzeka. Ja, choć należę do płci z założenia brzydkiej, rozumiem, że ktoś, kto jest piękny chce pięknym pozostać. Ale czemu aż tyle tego? Mamy kupić kuchenkę!

To, że przysięgałem wierność nie znaczy, że wyrzekałem się wzroku. To, że obdarzyłem powłóczystym spojrzeniem piękną, pociągającą, półnagą blondynkę, której promienie słońca nagrzewały przybrązowioną skórę, zaś pot na jej półnagim ciele... reszta tekstu po 23h. Tak więc nie znaczy to, że zamierzam przy pierwszej sposobności ją za przeproszeniem wychędorzyć. Może na przykład zastanawiam się czy to silikon? A jeśli nawet mi się podoba, to od słów do czynów jest jak stąd do Władywostoku.

To, że czasem sobie przeklnę, a czasem rubasznie zachędorzę nie znaczy, że jestem zdegradowanym moralnie prymitywem. Po prostu żarty z domieszką czegoś pikantnego jakoś lepiej smakują... A i Wy, Kochane Kobietki, też przecież lubicie sobie poświntuszyć. Nie? To czemu, jak dnia pewnego zaglądnąłem do Harleqina to czerwień na twarz moją wystąpiła. Nu?

No i wreszcie to, że czasem mam Cię dość serdecznie nie znaczy, że nie posłucham o tym jak Piotrkowska z czwartego kłóciła się z teściową, nie znaczy, że Ciebie lekceważę. Ja i tak nie mogę bez Ciebie żyć. Gdybym mógł bez Ciebie żyć, to bym żył...

PS. W przygotowaniu kolejna miniatura - krótka opowieść o miłości wykraczającej poza ludzką świadomość, o zakochanych połączonych ze sobą przez kilka kolejnych wcieleń, o boskim wymiarze miłości i boskim pomyśle na miłość.